PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=717}
5,2 1 582
oceny
5,2 10 1 1582
Nieprzerwana akcja Wing Commander
powrót do forum filmu Nieprzerwana akcja - Wing Commander

Jak najbardziej, ów film jest bardzo, ale to bardzo zagadkowy - przy czym owa zagadkowość przejawia się w tym, że... no cóż, nie powinien być gniotem. Poszczególne role obsadzono całą galerią sław, film ma wysokiej klasy efekty specjalne, a jego scenariusz zrealizowano w taki sposób, aby uniknąć przeładowania całości scenami akcji (a propos - co za idiota wymyślił tę "nieprzerwaną akcję" w tytule? Bo odnoszę wrażenie, że nie dystrybutor). Które to sceny akcji wyszły zresztą pod kątem wizualnym całkiem smakowicie.

Film powinien być więc, w konwencji kina akcji, w miarę przyzwoity. A jednak zamiast tego jest po prostu słaby. Jakim cudem?
Myślę, że przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Pierwszą jest bardzo słabe wyodrębnienie poszczególnych postaci, skutkiem czego sprawy nie ratują nawet doskonali aktorzy - ci po prostu nie mają zbyt dużo do zagrania, a ponadto wciska się im niekiedy w usta dość idiotyczne kwestie (vide ta odnośnie zdolności głównego bohatera "to nie kwestia wiary, to kwestia genetyki!" - no, ręce opadają).
Jeśli zaś chodzi o scenariusz, to nastąpiło tu zupełnie nieumiejętne rozłożenie akcji - przez pierwszą połowę filmu nic się nie dzieje, by później całość była przeskokami od jednej akcji do drugiej. Kiepsko też prezentuje się fabuła, w której pojawiają się niekiedy nielogiczne zwroty akcji (np. wątek Paladina), czy też zupełnie chybione sceny, jak ta z "łodzią podwodną", która jest po prostu komiczna (aby komedii stało się zadość, gra tu przecież Jurgen Prochnow, który wcielił się w rolę kapitana U-96 w "Das Boot"). Sam wątek główny jest zaś mało zagmatwany, zakończenie łatwe do przewidzenia, z kolei sam problem postawiony przed bohaterami zdaje się być wymyślony na siłę (ot, Kilrathi zdobywają jakieś ustrojstwo w jednej z terrańskich baz, i na jego podstawie magicznie dowiadują się, jak dokonać skoku na Ziemię - współczuję im, że mają wywiad tak nieudolny, aby już wcześniej nie znać jej lokalizacji, to po pierwsze, a po drugie, sama idea mienia takiej puszki Pandory, co to ją wrogowie mogą wykorzystać do takich celów, jest idiotyczna).
Na ostrożną pochwałę zasługują efekty specjalne, oraz sceny batalistyczne. Te mogą się bowiem podobać, choć dość szybko się przejadają. Wszelkie modele statków, wybuchy, i tym podobne, wyglądają dość dobrze od strony technicznej, natomiast od strony estetycznej wzbudzają niekiedy wybuch śmiechu (np. wygląd tutejszych ciężkich myśliwców klasy Rapier).

Inna sprawa, że filmowy Wing Commander jest również kiepską adaptacją. Co prawda pojawiają się liczne nazwiska znane z gry, z Christopherem "Maverickiem" Blairem na czele, są znane z oryginalnej sagi pojęcia, czy też sam lotniskowiec "Tiger's Claw" (u nas, nie wiedzieć czemu, znany jako "Smoczy Pazur"). Jednakże twórcy filmu dość lekko traktują oryginalne postacie, toteż ich wersje takowych nie mają z nimi wiele wspólnego (przebłyski miewa tutaj chyba tylko Maniac, jeśli tylko zapomnieć o tym, że ten prawdziwy miał rude włosy, a nie blond). "Tiger's Claw", gdyby nie wspomnieć w filmie, że to on, raczej nie zostałby przez fanów serii gier rozpoznany. Podobnie jak cała reszta maszyn ludzi i Kilrathi.
Właśnie - Kilrathi. Można naprawdę żałować tego, że ową rasę potraktowano w filmie zupełnie na odpiernicz. Owe bezwłose, ledwie przypominające koty mutanty, wyglądają dość żałośnie. Mówią jakimś dziwnym językiem, i są w zasadzie w filmie nieobecni. Równie dobrze można by wstawić tam rasę jakichś przerośniętych ptaszydeł lub insektów - efekt byłby identyczny. Boli to też z tego względu, że Kilrathi byli przecież bohaterami oryginalnej historii na równi z ludźmi, i mieli nawet swoje własne postacie w fabule (a Hobbes z trójki?).
Co gorsza, twórcy filmu olali też oryginalną fabułę, wstawiając ów niewyszukany wątek z raszem na Ziemię, a na domiar złego jakąś kompletnie bzdurną, pseudodżedajową bajkę o Pielgrzymach.

Fanom oryginalnego Wing Commandera zdecydowanie polecam animowany serial "Wing Commander Academy", który jest o niebo lepszy od filmu.
Zwykłym widzom odradzam zaś sięganie po filmowego Wing Commandera. Znaczy, obejrzeć toto można, ale nie ma co oczekiwać cudów. Po jednokrotnym ujrzeniu filmu zdecydowanie ma się dość.

ocenił(a) film na 5
Der_SpeeDer

Tak sobie właśnie ten film obejrzałem i w sumie zgadzam się ze wszystkim co napisałeś (poza punktami dotyczącymi gier, których po prostu nie znam).

W filmie dzieje się niby dużo, ale jest to jakoś mało interesujące. Niby poznajemy głównych bohaterów, nby nie wszyscy z nich dotrwają do końca filmu, niby niezłe są efekty specjalne i kostiumy, a rozłożenie scen akcji wydaje się być odpowiednie (wbrew pozorom wiele filmów ma spokojną pierwszą godzinę i nerwową końcówkę, np. "Park Jurajski" oraz "Obcy"), ale i to nie wystarcza. Bohaterowie zdają się być do bólu sztampowi, rozwój relacji między nimi łatwy do przewidzenia (choć jest wyjątek), ale co najgorsze - nie ma tu wyrazistego wroga. W odmłodzonym "Battlestar Galactica" serial rozpoczął zmasowany atak Cylonów na Ziemię, w "Żołnierzach kosmosu" arachnidy zaczęły również od wyniszczającego ataku, a tutaj co właściwie było? Informacja o groźbie ataku na podstawie jakichś wyliczeń?

Film w sam raz na raz, a i wtedy potrafi zawieść. Banalna fabuła oraz brak wyrazistego przeciwnika rozczarowują, a i lubiana przeze mnie Saffron Burrows wypada kiepsko (w tym filmie gra chyba zresztą najgorzej ze wszystkich).
1/5

ocenił(a) film na 2
Khaosth

"ale co najgorsze - nie ma tu wyrazistego wroga"

To faktycznie boli, ale moim zdaniem boli dodatkowo z tego względu, że Kilrathi są rasą wymarzoną na wyrazistego wroga. Wspomniałem już o tym, że nie są wcale bezimiennymi statystami (w grze), tylko mają swoje postacie, tak jak ludzie. A należy do tego dodać jeszcze fakt, że Kilrathi mają nakreśloną w serii gier kulturę - jest to nacja wojowników, żyjących według przykazań swoistego kodeksu, pod pewnymi względami podobnego do japońskiego bushido. Są bezwzględni, brutalni i tak jak samurajowie uważają, że wojownik musi albo zwyciężyć w walce, albo zginąć, próbując. Gardzą tymi, którzy się poddają, nie okazując w związku z tym litości jeńcom wojennym (zresztą oni nie okazują litości w ogóle - na drodze swojej ekspansji unicestwili już kilka innych gwiezdnych cywilizacji). Potrafią natomiast okazać szacunek walecznym wojownikom po przeciwnej stronie barykady - główny protagonista serii cieszy się wśród nich swego rodzaju estymą.

I co z tego wykorzystano w filmie? Nic, kompletnie. Kilrathi w filmowym WC właściwie nie istnieją.

Cóż, to nie ostatni taki przypadek, kiedy z bogatej warstwy merytorycznej gry postanowiono nie wykorzystać nic (w Max Payne z oryginalnej fabuły też zostały ochłapy).

ocenił(a) film na 2
Der_SpeeDer

Główny problem tego filmu to beznadziejnie infantylne dialogi i niektóre sceny, takie jak ta z popisywaniem się podczas lądowania. Gdyby to była jakaś fajna bajka w rodzaju Wojen Gwiezdnych, to by nie raziło, ale w Wing Commanderze nie dało się tego oglądać/słuchać. Nie dałem rady dotrwać do końca - szkoda czasu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones