Geniusz nic dodać nic ująć. Jedyny człowiek który, nie bał się mówić o tematach tabu, nie bał się cenzorów, i krytyki, tylko robił to co chciał. ja uważam go nie za komika, tylko za filozofa, który okraszał swoje słowa humorem. Pokój Jego duszy[*]
Komik-filozof - genialne okreslenie! Uwielbiam tego faceta! Cynizm, szydera i brak tabu - to co tygryski lubią najbardziej :)
Był fantastyczny i jestem ciekaw czy znajdzie się ktoś godzien zająć jego miejsce. Jak na razie trzeba się zadowolić czymś na wyższym i bardziej ugłaskanym poziomie, czyli Richardem Dawkinsem, Danem Bennettem, Jamesem Randi no i może Derrenem Brownem. Ale to wszystko nie komicy, lecz naukowcy ... ateiści oczywiście.
pogrzeb sobie coś o gościu, który nazywa się Pat Condell, choć to tylko videobloger ;)
zapewniam Cię, że nie jest ugłaskany :D
Raczej showman. Przyjemnie jest czasem ponabijać się ze wszystkiego, co inni uważają za święte, jest to rodzaj bezczelności i przekory, które cechują głównie młodych ludzi... dlatego właśnie Carlin jest dla mnie takim dużym dzieckiem. Jego 'poglądy' nie były przecież odkrywcze.
Nie zgodzę się. Uważam, że mnóstwo było w jego pogladach odkrywczości. Potrafił wywrócić cały świat do góry nogami, i to w ciągu kilku minut na scenie. Była prawdziwym artystą, filozofem, rewolucjonistą. Mimo iż nie z każdą jego myślą się zgadzam (przykładowo osobiście jestem osobą wierzącą), to za każdym razem potrafił mnie zaintrygować tym czy innym spojrzeniem na świat, za każdym razem pokazując oryginalne i nietypowe postrzeganie różnych kwestii. Bywał bezczelny, przekorny, czasem też grubiański i ordynarny, ale naprawdę trudno mu było nie przyznać racji. I na tym między innymi polegał jego geniusz: pomimo tego, że całe życie myślałeś w jeden określony sposób albo nie myślałeś o niektórych aspektach wcale, to on w ciągu kilku chwil i z pomocą, przyznaję, nierzadko wyjątkowo wulgarnych i obscesowych zwrotów zwracał uwagę na absurdy rządzące tym światem. Jak dla mnie geniusz w każdym calu.
Rzeczywiście - "odkrył" że Bóg nie istnieje, co wyrażał z całą stanowczością i używając argumentów tak żałosnych, że zastanawiałem się, co tak bawiło tę prymitywną widownię w tym, co mówił.
"Słońce istnieje, Bóg nie, bo słońce widać".
"Jeżeli Bóg istnieje, niech mnie teraz zabije piorunem" - cool story bro - "jeżeli Carlin istnieje, niech mnie teraz udusi". Och, zapomniałem, nie żyje, zrobili z niego nawóz.
cóż... na to, że bóg istnieje są również same żałosne argumenty... moim zdaniem nawet bardziej żałosne niż te, które Carlin podawał na jego nieistnienie...
Po części podzielam Twoje zdanie. Dla fanboyów Carlina i jego "mentalności" - niekiedy po swoim występie mówił do publiczności "And God bless you all". Nie traktujcie poważnie jego słów - mu chodziło tylko o to, by człowiek potrafił spojrzeć z dystansu na pewne sprawy. To nie forum ateistyczne, ani też wyznaniowe, by poruszać tą tematykę, so grow up ffs..
Takie są fakty, Bóg nie istnieje i chociażby fakt że nie można go nijak zobaczyć i doświadczyć są już dobrym argumentem. Wszechświat nie daje nam ani jednego dowodu na jego istnienie, więc cóż... Wychodził z założenia, które było racjonalne i słuszne.
Tak np. poprzez wojny, epidemie, powodzie, trzęsienia ziemi, przestępczość, głod, zazdrość, nienawiść. Codziennie pomaga.
U Carlina nie chodzi przecież o odkrywczość. Jego rzadką cechą było to, że "uczył, bawiąc" - poprzez komizm pragnął po prostu zmusić ludzi do myślenia. Ilu takich showmanów znasz?
oj dobra, dobra. Wiemy, że młodzi uwielbiają sie ponabijać z boga i panujących ram społecznych i show biznes to wykorzystuje. Nie był on "geniuszem" jak to go przesadnie nazywają, ale nie był też złym stand-up'erem. Był świetny w tym co robił - w nabijaniu się z tabu. Ale to dobrze, bo dodaje to powiewu świeżości do panującej atmosfery w polityce, w religii i filozofii. Nie, nie człowiekiem światłym, "człowiekiem który nie bał się mówić". Nie bał się, jednak wiedział, że to się ludziom spodoba, ponieważ w tej chwili na kościół jest jedna wielka nagonka. Bajznes is bajznes. Koleś był bardzo dobry, nie ma co tu hejtować, ani co tu przesadzać z pochwałami. Ot, stand-uper, który trafił w gusta nastolatków i studentów ( oczywiście to tutaj to uogólnienie, nie tylko takich zabawiał). A jak wiadomo, młodzi uwielbiają niepowtarzalność. Tyle w temacie, nie jarajta się, chrześcijaństwo i tak wyszło z mody, możecie przestać hejtować.
Hejt się skończy wtedy, gdy ostatni bastion tego zacofańczego ciemnogrodu przestanie istnieć. A tacy jak Carlin będą ten proces tylko i wyłącznie przyśpieszać ; )
Odkryłam go niedawno, tyle mam do nadrobienia! Genialny człowiek, jaka szkoda,że tak późno na niego trafiłam, ale dobrze,że w ogóle:-]